środa, 9 grudnia 2015

Książkowo.

Pogoda nie nastraja dziś do spacerów, w Krakowie zimno, ciemno, a do tego szaro - atakuje smog i zdrowiej zostać dziś w domu.

A najzdrowiej zostać w domu z książką :).



M.Czuma, L.Mazan, Tate, jedziemy do Krakowa!
Jeśli tytuł książki zaczerpnięto ze "Skrzypka na dachu", to wiedz, że będzie to dobra książka :). Czuma i Mazan odkrywają przed nami kolejne lata historii społeczności żydowskiej Krakowa - historii absolutnie ciekawej, ale trudnej. Wspólna egzystencja Polaków i Żydów w Krakowie nie była  niestety wolna od konfliktów, nie tylko w latach bezpośrednio poprzedzających II wojnę. Ale nie o tym jest ta książka - jest w tej kronice wiele radości, są portrety wspaniałych Krakowian, opisy miejsc. Lektura obowiązkowa nie tylko dla przewodników.

Jej uzupełnieniem może być podręcznik „1000 lat historii Żydów polskich. Podróż przez wieki” Roberta Szuchty wydany przez warszawskie Muzeum Polin, dostępny online.



K.Gebert, Polski Alef-bet
Przepiękny album ze wspaniałymi fotografiami Anny i Krzysztofa Kobusów oraz objaśnieniami Konstantego Geberta. Zagadnienia dotyczące judaizmu w pigułce :). Dużo wiedzy i ogromna przyjemność obcowania z książką ładną.


J.Adamczewski, SOS dla Krakowa
Książka, która może wpędzić w depresję. Napisana w latach 70., a tak jakby wczoraj. Czytamy o problemach ze smogiem, zanieczyszczeniami, renowacją zabytków. Czytałam w czasie rekordowego smogu na początku listopada i miałam wrażenie, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. Sprawdźcie sami.


A dla rozrywki polecam serię książek Mariusza Wollnego o Kacprze Ryksie. Być może byłam ostatnią osobą w Krakowie, która tych książek nie czytała, ale to się zmieniło :). Kryminał, przygoda plus duża dawka historii Krakowa - plotek z przeszłości, topografii, sztuki, życia codziennego, super!


A jeśli jednak chcecie wyjść z domu - otwarto już tegoroczną wystawę szopek w Muzeum Historycznym.






wtorek, 13 października 2015

Ze św. Jana na Plac Szczepański.

11 marca 1920 Feliks Jasieński ofiarował swoje zbiory Muzeum Narodowemu w Krakowie. 15 tysięcy muzealiów - obrazy, sztychy, tkaniny, meble, biblioteka, rzeźby... Kolekcja ma nigdy nie opuścić Krakowa i ma stanowić nierozerwalną całość. 23 grunia 1934 otwarty został Oddział Muzeum Narodowego im. Feliksa Jasieńskiego w Kamienicy Szołayskich. Ze św. Jana na Plac Szczepański - taką drogę w Krakowie przebyła kolekcja.

Wystawą "Od Japonii do Europy. Rzeczy piękne i użyteczne" MNK wraca do źródeł - piętro Kamienicy zostało zapełnione wybranymi dziełami z kolekcji Jasieńskiego, na ścianach pojawiły się też cytaty z kolekcjonera. Sale pełne są obrazów, zdjęć, litografii, tkanin. Rzecz niesamowita, wrażeń estetycznych aż nadmiar.

Wędrujemy przez sale, oglądamy, zachwycamy się.

Zaczynamy w salach urządzonych na wzór tej pierwszej wystawy. Tu oprócz obrazów znalazły się też meble, ceramika. Spotykamy tu też samego kolekcjonera - z teką i w stroju arabskim. Są pejzaże zimowe, wiosenne, letnie i te najmniejsze - Stanisławskiego.

Kolejna sala została zainspirowana muzyką. Widzimy tu instrumenty, Jasieńskiego grającego na organach (olej, Wyczółkowski). I jest w tej sali też dużo Krakowa - Malczewskiego Jasieński z chochołem (a przecież od "Wesela" to chochoł jest krakowski i już!), jest też Mickiewicz Kurzawy (ale i Chopin Dunikowskiego), jest Stańczyk i jest projekt tablicy pamiątkowej dla UJ.

Dalej czytamy, że Jasieński wolał szkice, bo w nich bardziej się uwidacznia osobowość artysty. A wokól tego cytatu - cały zestaw krakowski początku XX wieku - i Wyspiański, i Mehoffer, i genialny Sichulski, i wszechobecny na tej wystawie Wyczółkowski (samych jego dzieł w kolekcji Jasieńskiego jest ok. 700). Ale też niesamowite prace Stryjeńskiej. Dla wielu z tych obrazów warto by przyjść na osobną wystawę, a tu mamy wszystkie razem. Młoda Polska w pigułce.

Ale w następnych pomieszczeniach otwiera się wielki świat. Jasieński podróżował - i to widać. Jedna sala to kolekcja japońska, litografie, wzorniki, magia. Następna przypomina arabskie bazary, wypełniona tkaninami, ornamentami, ubraniami, ceramiką. A jeszcze w kolejnej - m.in. Goya i jego litografie z serii Okropności wojny, Kaprysy i innych. I jeszcze jedna sala artystów zagranicznych, wg Jasieńskiego genialnych technicznie, nawet jeśli tematycznie nie zrozumiałych.

Ale najbardziej wymowna była kolejna sala - a w niej zdjęcia Feliksa Jasieńskiego - w mieszkaniu (muzeum) na Jana, przy wieszaniu dzieł w Sukiennicach, z rodziną. A do tego dwa filmy, jeden wrzucam poniżej:


I jeszcze deser - czyli litografie, akwaforty i drzeworyty na deser, do tego kilka mini-rzeźb-karykatur i wyjątki z Teki Melpomeny.

Mnie zachwyciło, możliwe, że będę na tej wystawie chować się przed zimą :).

Bez zdjęć, bo przecież trzeba zobaczyć na żywo.

wtorek, 22 września 2015

Ostatnie dni Ottomanii.

Jeśli tylko macie trochę czasu wolnego, warto pobiec do Gmachu Głównego Muzeum Narodowego.




"Ottomania. Osmański orient w sztuce renesansu" to wystawa, która mnie dziś zachwyciła, chociaż sztuka renesansu rzadko mnie zachwyca. Ale sama wystawa zbudowana jest fantastycznie, z pomysłem i rozmachem. Poznajemy więc Imperium Osmańskie, tak jak poznawali je Europejczycy w XV-XVII wieku. Przechodzimy od pełnego obaw podglądania wydarzeń w Konstantynopolu, poprzez wojny, bitwy i antyturecką propagandę, relację podróżników, aż po czerpanie inspiracji z Orientu.


Warto wypożyczyć audioprzewodnik, naprawdę polecam. Bez niego na pewno spędziłabym na wystawie mniej czasu, nie wszystko chciałoby mi się czytać, a tak - 1,5 godziny minęło bardzo przyjemnie :).

Tylko do niedzieli!






A na deser - kilka zdjęć ze Stambułu, super było zobaczyć te budowle na  rycinach i mapach, ale jeszcze lepiej na żywo ;).







wtorek, 1 września 2015

Muzeum Lotnictwa.

Muzeum Lotnictwa - byłam tu na koncercie, na wielu kolejnych na dawnym asie startowym, ale dopiero dziś pierwszy  raz rzeczywiście zwiedziłam Muzeum. Nic się nie zmieniło, dalej nie jestem fanką awiacji, ale muszę przyznać, że byłam mile zaskoczona.

Muzeum jest ogromne, przyznaję się - nie czytałam wszystkich opisów, nie byłam najpilniejszym zwiedzającym (a poza mną były chyba tylko mamusie z synkami), a i tak spacer przez Muzeum zajął mi ok. 1,5 h.

Było super, polecam!

Położenie:

Muzeum zajmuje fragment terenu, na którym niegdyś rozciągało się pierwsze krakowskie lotnisko: Kraków-Rakowice. Założono je w 1912 roku dla potrzeb rozwijającego się lotnictwa Austro-Węgier. Zostało zlikwidowane w 1963 w związku z rozbudowującą się Nową Hutą. Dziś na terenie dawnego lotniska mamy, oprócz Muzeum, m.in. osiedla Na Lotnisku, Dywizjonu 303, 2. Pułku Lotniczego oraz Park Lotników.


Zwiedzanie:

Absolutnie przepiękny jest Gmach Główny Muzeum i nawet gdyby cała reszta mnie zawiodła, dla tego Gmachu wróciłabym tam pieszo ;). Jest nowy, z 2010 roku, i pełen samolotów. Oprócz tego możemy zwiedzać wystawy w starych hangarach i zabudowaniach. Oglądamy więc wystawę nt. lotnictwa w I wojnie, NATO vs. Układ Warszawski, stare silniki, przepiękny wielki hangar pełen malutkich samolotów, wystawę nt. spadochroniarstwa.

Zobaczcie sami. Więcej zdjęć na fb.


Wejście główne

Pozdro z Muzeum!

W Gmachu Głównym

Trzeba zwiedzać szybko, dopóki nie wszystko odleci.








środa, 29 lipca 2015

Slower, please.

Potraktujmy ten wpis jako wołanie o rozsądek do tych, którzy są odpowiedzialni za planowanie tras wycieczek objazdowych.



W upalny piątek czekałam pod Wawelem na spóźniającą się grupę Turków. Przyjechali na wycieczkę objazdową po naszym kawałku Europy - Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, coś tam jeszcze, a wszystko to w 7 dni.

W piątek zwiedzali Kraków. Zwiedzali to nie jest dobre słowo... zobaczyli też nie. Kraków im mignął.

Jechali do Krakowa z Warszawy - ok. 5 godzin. I uwaga, uwaga: do Warszawy mieli wrócić na nocleg. Z jednym kierowcą - limit 9/10 godzin pracy.

Dojechali o 14, o 16 musieli wyjeżdżać. Czy warto było? Zapamiętają z tego dnia pewnie tylko długą jazdę autokarem, a szybki bieg przez Kraków (zgodnie z życzeniem pilota mieliśmy obejrzeć wszystko, co się da w 1,5 h.) jako bezsensowny wymysł organizatora wyjazdu.

Dodajmy do tego barierę językową - mówiłam po angielsku, pilot tłumaczył - i mam podejrzenia, że nie tłumaczył wszystkiego. Dla mnie taki brak kontaktu z grupą jest okropny, nie rozumiem pytań, reakcji. Fajnie, że potrafili się do mnie w tym pędzie przez miasto uśmiechnąć, na koniec pomachać, podać rękę, mimo że raczej nie mogło im być za wesoło. Mnie też nie było.

BTW. Czy ktoś oprowadza po Krakowie po Turecku?

Miałam 1,5 godziny na zapoznanie ich z Krakowem. Nie mieli czasu nawet na wypicie kawy i choćby kilkuminutowe leniwe poprzyglądanie się miastu.

Nie mam nic przeciwko krótkim spacerom. Nie każda grupa pozwala sobie na wyjście poza standardowe 3-4-godzinne zwiedzanie, niektórzy ograniczają to do 2-godzinnego spaceru. Ale w 99% przypadków ludzie mają jeszcze czas wolny - czyli co kto lubi - kawa, pamiątki, karmienie gołębi, czasem pewnie sprint po sklepach. Ale jest czas na swoje zwiedzanie, mogą poszukać w pamięci tego, co im opowiadałam, zajrzeć do jakiejś kamienicy, kościoła, na wystawę. Mają wybór.

A Turcy po prostu przesadzili. Było mi zwyczajnie szkoda tych ludzi, którzy przelecieli około 2 tysięcy kilometrów po to, żeby jeden dzień z tak krótkiej podróży spędzić w autokarze. Błąd organizatora, którego, mam nadzieję, klienci mu nie wybaczą.

Ja na szczęście mam w Krakowie czas na kawiarnie, czytanie na ławeczce, na muzeum. Tylko gołębi nie karmię, bo nie lubię.